
Marsz, marsz BATORY
„Oczarował nas statek M/S Batory. Legendarny transatlantyk. 33 lata pływał pod polską banderą, odbył 222 regularne rejsy oceaniczne, przewożąc w nich ponad 270 tysięcy pasażerów. Dla wielu z tych osób to była podróż w jedną stronę… podróż na emigrację, podróż życia.”
Autorkom udało się porozmawiać z ponad 50 pasażerami „Batorego” oraz członkami załogi mieszkającymi dzisiaj w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie lub Polsce.
Podzielili się z nimi swoimi wspomnieniami, wrażeniami, tajemnicami i fotografiami.
Zapraszamy na pokład!
Oficyna Wydawnicza Oryginały, 2019
ISBN 978-83-943230-8-0
Recenzje
M/S Batory w numerze świątecznym „Kurier Plus”!
Dawno temu i prawda
“Oficyna Oryginały dała się poznać jako konsekwentny wydawca pozycji przeznaczonych do lektury międzypokoleniowej. Zostały adresowane do starszych ale z wyraźnym przesłaniem, by tekst i obraz (ważne są tu fotograficzne materiały archiwalne) stały się punktem zaczepienia do opowieści familijnych-spontanicznego tworzenia prywatnych wciągających sag.
Najnowsza pozycja Barbary Caillot i Aleksandry Karkowskiej dedykowana jest emigrantom i ich potomkom. Ludziom, którzy kiedyś podjęli brzemienną w skutkach (wielu z nich zostało w USA na zawsze), odważną decyzję o wejściu na pokład polskiego lucky ship-legendarnego transatlantyku MS”Batory”.
„Marsz, marsz Batory”to przede wszystkim książka o emocjach. Oparta na historiach mówionych pasażerów i członków załogi ma formę pamiątkowego albumu fotografii. Tom jest elegancki, bo taki właśnie był „Batory”-urządzony ze smakiem, funkcjonujący sprawnie jak miasto (z własną piekarnią, pralnią i skrzyżowaniami komunikacyjnymi), z ponad tysiącem mieszkańców. Po wojnie –tak! tak!-„Batory” zabierał nawet więcej niż 800 pasażerów. W czasie wojny płynęły nim do Australii dzieci i słynny niedźwiedź Wojtek, na pokładzie znalazł się też Ryszard Horowitz-znakomity polski fotografik. Każdy z pasażerów inaczej pamięta podróż-zdarzało się, że komuś dziesięć dni mijało monotonnie, dla kogoś innego był to czas zatrważających, silnych przechyłów. Najpierw harmider, chaos, dźwięki orkiestry, płacz i śmiech, okrzyki pożegnań w porcie w Gdyni, a potem bezkres oceanu, brak punktu zaczepienia-„czas podarowany”. Uderza czułość z jaką wysłuchano osobistych historii pasażerów.”
Anita Wincencjusz-Patyna
Książki, Magazyn do czytania
wrzesień 2019
„Marsz, marsz Batory”, czyli elementarz emocji
„Staram się nie być sentymentalny. Chyba ulegam stereotypom, z którymi zresztą sam na co dzień walczę, ale po prostu czuję, że facetowi w tym wieku już raczej nie wypada. A jednak czasami się zagapię, nie zareaguję w porę i wzruszenie pojawi się bliżej, niż bym sobie tego życzył. Jest i nic już nie można na to poradzić.
Książki duetu Barbara Caillot i Aleksandra Karkowska mnie wzruszają. Najpierw były „Banany z cukru pudru” opowieść o warszawskiej Sadybie, potem stworzone na Podhalu „Na Giewont się patrzy”, następnie sopocka „Mewa na patyku”, a teraz powstała historia o transatlantyku „Batory”.
Wszystkie sentymentalne z założenia, bo napisane w kluczu „ocalić od zapomnienia”. Są poruszające na swój sposób, a ten sposób jest prosty – opowiedzieć pewną historię, ale prawdziwie, słowami świadków, przywołując ich własne przeżycia. Póki świadkowie jeszcze żyją, póki można coś dla nas uratować z ich wspomnień. To wielki wyścig z czasem, bo każdego dnia odchodzą kolejni, którzy mieliby coś do opowiedzenia. Teksty są krótkie, z wielu godzin wywiadów ze swoimi rozmówczyniami i rozmówcami, autorki wybierają zawsze te, które poruszają najbardziej, są esencją opowieści. Czasami jest to jedno zdanie, dosłownie kilka słów. Uderza ich prostota i autentyczność, niekoniecznie zawierają wielkie życiowe mądrości, ale zawsze wyrażają prawdziwe emocje. Trzeba przyznać, że panie wykazują się wielkim wyczuciem i wrażliwością i wybierając wspomnienia bardzo umiejętnie uciekają od banału. Ich książki są trochę jak elementarze z dawnych lat, w których proste, ale ważkie treści, pozostają na długo w pamięci.
Książki są ładne, ich estetyka nie jest nachalna, wręcz przeciwnie, wyróżniają się w tym względzie subtelnością i powściągliwością A przecież jest w nich mnóstwo fotografii i łatwo byłoby zamienić je w albumy z podpisami, jakich wiele. Ale powstały efekt to jednak historie ilustrowane fotografiami, a nie na odwrót.
Historia w „Marsz, marsz Batory” to nie tylko opowieść o fascynującej podróży, ale także o opuszczeniu rodzinnego domu, ojczyzny, a potem o trudnych początkach w obcym kraju. Jest to więc książka o emigracji. Zupełnie apolityczne przypomnienie, że był to los wielu naszych rodaków. Że i oni łodzią, co prawda ogromną i mocną, ale mimo wszystko jednak łodzią, przeprawiali się przez wielką wodę w poszukiwaniu bezpieczeństwa, a niejednokrotnie „tylko” lepszego życia. Że czasami dla tego lepszego życia dużo ryzykowali.
Spośród wielu cudownych fotografii zebranych w książce jedno zdaje się ilustrować to wyjątkowo trafnie. To zdjęcie dużej kilkunastoosobowej rodziny stłoczonej w kajucie statku. Nikt tu się nie śmieje, ani mężczyzna na pierwszym planie (najwyraźniej głowa rodziny), ani nawet małe dzieci. Nie ma tu beztroski, nie ma ekscytacji podróżą. Jest za to niepokój i ogromne napięcie. Widziałem w ostatnich latach dużo takich zdjęć, zdjęć ludzi w łodzi czekających w strachu i niepewności na to, co czeka ich na obcym brzegu”.
Mariusz Koperski, pisarz
11 grudnia 2019
Opowieść o legendarnym Batorym w Polskim Radiu, Program 4
W audycji Klucz Kulturowy Programu 4 Polskiego Radia, 17 października 2020 opowiadałyśmy o naszym legendarnym transatlantyku.
Posłuchajcie! (od 09:45 do 30:20)
Historia Janiny, najstarszej pasażerki z Batorego
„Janina, piękna 19-letnia dziewczyna, płynęła Batorym z matką do Nowego Jorku. Miały obejrzeć Polski Pawilon na Wystawie światowej. Był koniec sierpnia 1939 roku…”
https://www.onet.pl/styl-zycia/damosfera/najstarsza-pasazerka-z-batorego/
„Marsz, marsz Batory” – o transatlantyku M/S Batory.
O transatlantyku M/S Batory jeszcze z okładki dowiadujemy się: „33 lata pływał pod polską banderą, odbył 222 regularne rejsy oceaniczne, przewożąc podczas nich ponad 270 tysięcy pasażerów.” Ale to nie jest książka suchych faktów. Dalej klucz: „Dla wielu z tych osób to była podróż w jedną stronę – podróż na emigrację, podróż życia…”.
Caillot i Karkowska odnalazły i porozmawiały z 50 pasażerami i 7 osobami z załogi. Fragmenty ich wypowiedzi znajdują się w książce. Podzielono ją na trzy części. Pierwsza odpowiada przygotowaniom i pożegnaniom, druga mówi o samym statku i rejsie, wreszcie trzecia dotyczy oczekiwań i rzeczywistości „tam” – na emigracji w Kanadzie i Stanach. A my czujemy, że jesteśmy na pokładzie: pożegnani solidnie i uroczyście, płyniemy i trwamy te 11 dni na morzu.
Każda kolejna osoba dopowiada coś interesującego, coś, czego nie znajdziemy w historycznych faktach. Doświadczenie, samopoczucie, i w końcu czujemy jak rzuca tym statkiem na falach. Ze wszystkich tych rozdziałów, najmniej interesujący jest dla mnie ten emigracyjny. Opowiedziany został gdzie indziej, dogłębniej, lepiej, i wyłącznie. Tutaj jednak istotny, bo mówi o pasażerach jednego statku. Te wspomnienia się pochłania, na raz, z coraz większymi oczami.
A skoro już o oczach. Zdjęcia!!! „Fotografie oraz elementy graficzne wykorzystane w książce pochodzą z prywatnych archiwów naszych rozmówców: pasażerów, członków załogi oraz pasjonatów M/S Batorego”. Są zatem pamiątkowe zbiorówki ze statkiem w tle. Moje absolutnie ulubione (poniżej) zdjęcie pożegnania. Mało co tu widać, tak na dobrą sprawę, ale robi się tak bardzo czule, tak coś ściska w trzewiach. Rok 1963, pożegnanie, jakich wiele.
Te pamiątkowe zdjęcia, czasem zupełnie niewstrzelone, poruszone, nieostre, czasem zbyt sztywne i sztampowe. Amatorskie ujęcia i każde ma inną historię. Uczucia – czy smutek (rozpacz!) pożegnania, czy wzrok zapatrzony w horyzont na zwykłym portrecie, w dodatku z fleszem, te uczucia wręcz wylewają się ze stron książki. Zebrane razem tworzą jedną historię, jednego rejsu tam. Zaglądamy do baru na rufie, do jadalni, oczywiście mnóstwo czasu spędzamy na pokładzie. Absolutnie zjawiskowe jest zdjęcie z basenu na Batorym (basenu, krytego, ze zdumieniem oglądam to zdjęcie i tę opowieść). Są i tańce i rytuały. I widoki. Podróż pełnowymiarowa. A w końcu ląd.
Zdjęć jest ponad sto. Są widoki zza burty doświadczonego i bardzo sprawnego amatora, są reporterskie zdjęcia z tańców, głównie pamiątkowe. W części emigracyjnej – niemal same grupy ludzi na zdjęciach. Jakbyśmy właśnie dostali list od rodziny zza oceanu, pokazujące jak to im się wiedzie. Z ciekawostek, jest tam fotografia rodzinna Ryszarda Horowitza. Jeden drobny minus, bo już niestety nie wiadomo, która to jego wypowiedź. Nie można przyporządkować tych wspomnień do konkretnego nazwiska. Tym bardziej jesteśmy na jednym uniwersalnym rejsie. Pamięć zbiorowa. Zachęcam do tej podróży. Idźcie czytać i oglądać”
Joanna Kinowska, historyczka sztuki
http://miejscefotografii.blogspot.com/
21 marca 2020